Widziałem zimę.
Bałwana zaczynającego się
od kapelusza,
Od dawna wyczekiwaną
klimę,
Śnieg i parę minusów
Celsjusza.
Wreszcie za oknem
Małe drobinki, jak w lecie
pyłki,
Sypią sucho i w mrozie nie
moknę.
Choć czasem w bucie woda,
dla zmyłki…
Ale to dlatego,
Że za bardzo chce na
skróty
Do śniegu puchatego...
I wówczas mocze buty…
No tak! Orła leżąc na
plecach
Zrobiłem dużego, pięknie
wygniecionego!
Ciężko się potem było
pozbierać…
Nie, że niezdara! Ot,
dawno nie robiłem tego!
A! I jeszcze jedno…
Cały czas sypie!
Hu hu ha, zimowe
sedno!
I nikt nie myśli o grypie!
Scriptum V/I/MMXVI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz