Stefan był majętnym
człowiekiem.
Był! To dobre
niestety określenie…
Stracił czujność
bowiem z wiekiem,
Naiwna miłość
, fatalne zauroczenie…
Ale do rzeczy. Oto historia prawdziwa…
W biurze pojawił się
pewien człowiek,
Przyszedł do mnie, - znanego detektywa,
Starszy raczej pan. Kapelusz na głowie…
Przerażony nieco, ciut może nieśmiały,
Stanął przede mną
. Szukał
wyjaśnienia.
Trzęsły mu się ręce
i policzki drgały,
Z trudem łykał
ślinę,
umierał
z pragnienia.
Wskazałem miejsce, by spoczął
strudzony,
Podając szklankę
wody zadałem
pytanie…
Spojrzał niepewnie, wzrokiem
roztargnionym
I rozpoczął w ten sposób swe opowiadanie, -
***
Widzi pan, nie jestem już
tak bardzo młody…
Pracowałem jako inżynier,
bez przerwy tyrałem,
Lecz pragnąłem miłości,
jak spragniony wody,
A los nieszczęsny sprawił,
że zachorowałem.
Serce nawaliło. Straciłem pracę
wtedy…
Pieniądze topniały,
a że
dom wielki miałem,
Bez problemu pod zastaw otrzymałem
kredyt…
Bo zmienić coś
w życiu
swoim marnym chciałem.
Cześć niemałej fortuny, dałem na leczenie,
Potem wszystkie meble w pokojach zmieniłem.
Czułem, że odżywam,
znalazłem spełnienie,
Sportowy samochód przepiękny
kupiłem…
Wtedy ją spotkałem.
Była
wyjątkowa…!
Miłość mego życia, na którą czekałem,
Każda chwila z nią i każda
rozmowa…!
Dałbym wszystko dla niej, no i też dawałem…
Była czarująca. Zgrabna. Doskonała…
Barwa głosu. Uśmiech i wspaniałe
ciało.
Coś z tego dostałem, ale więcej brała,
Fundusze topniały, ciągle było
mało…
Tysiąc, dwa tysiące,
zakupy, balety….
Fatałaszki różne,
na lewo, na prawo.
Bałem się, że
stracę
miłość
tej kobiety,
Dawałem więc
kasę ochoczo i żwawo…
Lecz koniec idylli był nad wyraz
bliski,
Renta nie starczała na kolejne
raty,
Spakowała miłość
rychło
swe walizki
Zostało wspomnienie oraz drogie graty.
Kocham tę kobietę!
Cóż
tak czasem bywa
I moja naiwność pewnie nie ma granic…
Ale muszę wiedzieć! Szukam detektywa,
Który mi odpowie, czy mnie miała
za nic ?!
Widzi pan, przychodzę, bo szukam
pomocy,
Chodzi o świadomość,
którą
zatraciłem.
Wszystko się zaczęło tej beztroskiej nocy,
Kiedy tę kobietę
pod swój dach wpuściłem…
***
Trudna sprawa, rzekłem. I trudne
pytanie.
Brał pan bowiem szczęście, ona je dawała…
Trzeba się otrząsnąć, idź
precz pożądanie…!
Poszła
zła
kobieta… Bogu za to chwała…
***
Zasępił
się
gość
mój, potem wstał z fotela…
Dłońmi
przetarł twarz i wygładził brodę, -
Widzi pan, w tym
problem, on mnie onieśmiela, -
...Moim odjechała,
- sportowym samochodem!
Scriptum XIII/IV/MMXVIII