KRÓTKA RYMOWANKA - Kompromis.


Cóż takiego,  ten człowiek wam uczynił?
***
Napluł w twarz,  pchnął nożem ?
W czym bezkrytycznie  wam zawinił,
Świadomość,  godność ukradł może?
***
Zgwałcił kobietę, zatrutą mazią w oczy prysnął?
Kamieniem rzucił w los doczesny?
Zabrał dobytek, bogactwem błysnął,
Na  odcisk  wdepnął  zbyt  bolesny?
Potomstwu może krzywdę zrobił,
Najgorszej zatem dokonał zbrodni?
Ojca i matkę dla zysku pobił,
A może sprawił, żeście głodni?
Zatruł to źródło, z którego co dzień
Czerpiecie dar  co żyć pozwala,
Robactwem zasiał plon w ogrodzie
I juchą psią tę ziemię skalał?
***
Cóż on wam zrobił, ten tu przede mną?
Czegóż nie macie, że chcecie więcej?
Przez wieki, śmierć ta nadaremno
Bom jednym z was. Umywam ręce!

Scriptum XXX/III/MMXVIII,- Diēs Passiōnis Dominī

NIE TAKA KRÓTKA RYMOWANKA - Miałem taki sen.

Miałem  taki sen.  Dziwny,
Jak to zazwyczaj bywa.
Wcześniej wieczór, - ani piwny,
Ani  winny. Nie ma co ukrywać.
Nie zjadłem też  nic,  w zasadzie…
Nic,  - po osiemnastej godzinie. . .
Czując, że umysł  do snu mnie kładzie,
Zasnąłem w pachnącej pierzynie. . .
Wtem, obraz się zmienia ! Oto jestem,
Z  kimś bliżej nieokreślonym…
Z  kobietą.   I przyjaznym gestem
Obejmuję  ją.  Spokojny,  ale zdumiony.
Jedziemy publicznym środkiem lokomocji.
Wysiadamy… W stronę mieszkania idziemy.
Świadomi zamiarów  i pełni  emocji,
Windą na piętro budynku jedziemy.
Tam mieszkanie. Ciepłe, ciche, przytulne.
Jesteśmy zupełnie sami. Spragnieni.
Intencje nasze są  jasne i wspólne.
Wydaje się, że leżymy chwilę przytuleni.
Nie widzę twarzy tej kobiety, ale czuję,
Że ją znam, że w jakiś sposób poznaję.
Chyba nawet całować  ją  próbuję,
A  ona mnie chyba...Tak się mi wydaje…
Nieoczekiwanie,  obraz się znów zmienia.
Ubieram się, wychodzę z mieszkania.
Idę kupić wino i coś do jedzenia,
Świadom kobiety  i  jej oczekiwania. . .
Rozglądam się. Wszędzie blokowiska.
Jest szaro. Po godzinie  zero dawno.
Mgła. Trudno dostrzec coś z bliska.
Obserwuję  jednak scenę  dość zabawną…
Dwóch młodych,  ze sobą się kłuci.
Jeden leży na chodniku i leży drugi.
Jeden drugiego próbuje  ocucić.
Leżą, - jeden leży i drugi jak długi.
Nagle,-  brzdęk butelki rozbitej o głowę!
Jeden z leżących wznosi się  na rękach,
Z rozbitej butelki wypija połowę,
Podaje drugiemu, który w bólu  stęka.
Chcę  im pomóc. W tę stronę kieruje kroki.
Ale świadom celu mej nocnej podróży,
Omijam pijanych. W tle rosnące bloki,
Krzywe  krawężniki i mnóstwo kałuży…
Widzę sklep, kiosk spożywczy niewielki.
Idę w stronę postaci przy sklepie.
To bezdomny. Skulony zbiera butelki.
Z zimna się trzęsie, cały się telepie.
Podchodzę bliżej,  próbuję  zagadać,
Pytam o wino,  rozmawiam z człowiekiem…
Ten w geście bezradnym  ramiona rozkłada
I rzuca w mą stronę wulgaryzmów ściekiem.
W oknie sklepiku światło dostrzegam…
Wewnątrz, sklepikarza obraz jakby krzywy,
Sądzę , że chce zamknąć  i szybko podbiegam!
Już od progu wołam, - czy są prezerwatywy!?
Wzrok podnosi. Dziwnie patrzy na mnie.
Cynicznie spogląda. Jakby mnie tym badał.
Czuje się jak okręt,  który leży na dnie
Wśród min głębinowych.  Na miny te wpadam..!
Proszę… Mówi krótko. Sięga do szuflady,
Wciąż pod nosem szepcząc jakieś fanaberie…
Wygląda jak trup. Ponury jest i blady.
Rzuca coś na ladę,  jak los na loterię…
Sięgam po paczuszkę, chowam do kieszeni.
Pragnę  już wychodzić, ale mnie zatrzymał, -
Jeśli nie  masz drobnych, - to mogę rozmienić…
Kupisz jeszcze fajki  i  butelkę wina!..
Mówiąc to dobywa, butlę wprost z lodówki.
Zwykły sikacz tani,  chyba bez akcyzy.
Każe za to rzucić na ladę dwie stówki…
Czuję, że nadchodzi decyzyjny kryzys.
Zwłaszcza, że w momencie jakby spod podłogi,
Wyrasta  dwóch typów,  raczej nietypowych!
Czuje,  że mi miękną  i sztywnieją nogi,
Chcę się ruszyć z miejsca, ale nie ma mowy!
Ciśnie mnie coś w gardle i za ciało trzyma…
Świadom niezbyt wielkiej gotówki w kieszeni,
I wzroku sprzedawcy,  który mnie wyżyma,
Pragnę coś wykrztusić, aby tym coś zmienić...
Jednak nie dam rady. Jakbym  głos połykał…!
Sufit w pomieszczeniu zaczyna się kręcić.
Czuję, że się dławię, w gardle mnie zatyka,
Nie mogę nic zrobić,  mimo szczerych chęci…!
Nagle dwóch osiłków ramiona me chwyta!
Unosi z łatwością jak wiaderko z puchem,
Żaden nic ni mówi, o nic mnie nie pyta…
Worek treningowy stał się moim brzuchem….!
Wloką mnie bezwładnie, pośród korytarzy
I zrzucają w dół , w stronę schodów ciemnych.
Radują się  przy tym  jak  para kuglarzy
Próżne  me  protesty i  opór daremny…
Czuję, że odchodzę w sen nieprzejednany.
Dusi mnie i zmusza do odpoczywania,
Jakby przygniatany. Mogiły, kurhany...
Nagle jednak wstaję. U świtu zarania…
Gdzie znów jestem?  Ślinę powoli przełykam,
Swoje położenie muszę  zdefiniować,
Cisza, żadnych szmerów, tylko zegar tyka...
W którą stronę pójść,  jak mam się zachować?!...
Pan już wstaje! Głos słyszę gdzieś blisko!
Rozglądam się dokoła, chyba jestem w barze?
Czuję się wymięty i boli mnie wszystko…
Stacja benzynowa! Pełno ludzi! Twarze!
Wychodzę na zewnątrz, a w głowie mam mętlik,
Podchodzę do auta i odjeżdżam z piskiem!
Trudno się odnaleźć w dziwnej czasu pętli…
Mijam jednak miejsca, znane mi i bliskie…
W zakamarkach myśli, jakaś treść kołacze,
O tamtej kobiecie, skutkach i przyczynie,
Pewnie czeka na mnie, złości się lub płacze…
I o sklepikarzu,  bandziorach i winie…
Nagle widzę lizak. Symbol policyjny!
Każe w prawo skręcić , prosto na pobocze.
Szybko spinam pasy, w sposób precyzyjny,
Może nic nie dostrzegł  i tym go zaskoczę…?
Dzień dobry! Powiada. Dziwne  stroi miny.
Mówi,  jakby ze mną jechał w samochodzie,-
Co panie kierowco, gdzie się tak śpieszymy?
Szybko nie jeździmy, to już nie jest w modzie…
Czy płacimy teraz, czy kredytowany...?
Sięga po długopis i już chce coś pisać!...
Mandat pokrzyżuje wszystkie moje plany!
I nagle , to wszystko zaczyna mi zwisać.
Wysiadam więc z auta. Do władzy podchodzę.
Strzelam w łeb z otwartej,  prosto między oczy!
Krzywi się policjant tym zdumiony srodze,
Że się dał tak podejść i łatwo zaskoczyć!
Dobywa z kieszeni gwizdek policyjny
I zaczyna gwizdać, głośno wniebogłosy!
Gwizd świdruje uszy w sposób obsesyjny!
Nie mogę wytrzymać, zaczynam mieć dosyć…!
I otwieram oczy! Serce tłucze młotem!
To budzik tak dzwoni. Dzwonek w telefonie!
Śnił się sen mi chyba. Zapisze go potem …
Dobrze, że się budzę, przy mej własnej żonie!

Scriptum XIV – XVI / III / MMXVIII