KRÓTKA RYMOWANKA - Po szczeblach drabiny.


Siedział na drabinie gość jeden,
Wyszedł tam i siedział.
Nogami wymachiwał na szczeblu numer siedem.
Z góry wszystko widział, no i więcej wiedział.

Ci na dole głowy zadzierali,
Machali, wołali… Niektórzy grozili.
Ten to ma dobrze! Mówili, ten to jest na fali…
Pukali się w czoło inni, a inni modlili…

Nie wiadomo w zasadzie jak doszło do tego.
Choć niektórzy twierdzili, że znają przyczyny.
Człowiek na drabinie jako symbol czegoś…
Symbol jako symbol… I symbol drabiny…

Media, aż huczały! Debaty tworzono.
We wszystkich tokszołach, mówiło się o tym.
Były zaproszenia, pieniądze płacono.
Sprawozdania były oraz anegdoty.

Powstały fankluby i stowarzyszenia,
Partie za i przeciw. I różne komisje.
Narady, zebrania oraz posiedzenia.
Były nominacje, były też dymisje.

W końcu powieszono drabiny emblemat,
Na ścianach uczelni, w szkołach i urzędach.
Gdzie postawić pomnik? Taki był  dylemat.
Niejeden komitet, niejedna agenda…

Nawet gdy wybory ogłoszono w końcu,
Kandydatów wielu stroiło swe miny.
Brylantyna lśniła, oraz zęby w słońcu.
Każdy miał najlepszy, pomysł dla drabiny…

Jako obowiązek, wręcz obywatelski,
Pojmowano wybór oraz każdy głos.
Niejeden kandydat z zacięciem poselskim,
Między jej szczeblami pokładał swój los.

Lecz po pewnym czasie, niech to piorun trzaśnie!
Coś się wydarzyło, wprost nadzwyczajnego.
Gościu na drabinie stwierdził bowiem właśnie,
Że ma dość drabiny i w ogóle wszystkiego.

Zszedł na ziemię powoli, jakby po robocie.
Przeciągnął się i karkiem ruszył ze dwa razy.
Odchodząc z drabiną, dziwił się głupocie.
Chciał rzucić maksymą, lecz nie znalazł frazy!

SCRIPTUM XXV/V/MMXIV

KRÓTKA RYMOWANKA - Czasem przez sen się lata...



Widziałem chłopaka, który jechał na rowerze…
I grupkę turystów, z fajkami i plecakami.
Dziewczynę fajną, na różnokolorowym skuterze
I rodzinkę dwa plus trzy, przy sklepie z lodami.
Twarze widziałem. Uczesania.  I cukrową watę.
Kosiarki w ogródkach, dmuchane piłki i baseny…
Imprezę wieczorną u kogoś, kto miał wolną chatę
I przez okno w kuchni, staruszkę. Konfitury i dżemy.
Słyszałem dyskusję o niczym, zapewne polityczną…
Konkurs jakiś w telewizji, z  aplauzem i brawami…
Alejkę w parku z przechodniami, pachnącą, liryczną...
I polanę na szlaku z juhasem i owieczkami.
Płot ktoś malował, na uszach miał słuchawki…
Skrzynki z browarem, przywiózł kierowca do baru.
Plac zabaw widziałem, zjeżdżalnie, drabinki, huśtawki…
I kobietę z warzywami, która wracała z bazaru.
Widziałem niebo letnie, księżyce i słońca.
Psa, który chrapał i mówił przez sen…
Miłość prawdziwą od początku do końca.
Noc zaspaną i obudzony dzień.

Czym jest wolność? Pytał mnie we śnie, nachalnie…
Czemu szukasz?!
...Wolność jest wtedy... Kiedy jest normalnie...
Taki prosty morał... A z niego nauka...

SCRIPTUM VII/V/MMXIV