Taki jeden jegomość, z Krakowa
podobno.
Z tych, co jak mówią, - diabłu spod
ogona wypadł.
Podczas wypoczynku w Italii, miał przygodę
drobną.
Tam go bowiem funkcjonariusz, - o
kasę zapytał.
No, podobno jest winien. Bo nie
chciał przeprosić,
Takiego jednego, co kiedyś był, a już
nie jest teraz.
Musi więc na wczasach, trudy biedy znosić,
Ale rodacy pomogą, zrobią składkę i
coś się uzbiera.
Przecież biedaczysko pieniędzy nie
widzi w ogóle,
Wszystko od razu, nieuczciwy komornik
zajmuje.
Razem z żoną siedzą w tych Włoszech, bidule
I żona teraz nieszczęśnika, z pensji
utrzymuje.
Nie ma podobno w ogóle, już do życia
środków,
Tylko wino wytrawne, pasta oraz
pepperoni.
Cała charyzma i duma, zdławiona w
zarodku.
Ze zgryzoty marnieje chłopina, widać
jak na dłoni.
Któż mógłby przewidzieć, tak wiele
kłopotów?
Taki stanu mąż, który brał udział w
tworzeniu.
A bezczelnie na lotnisku prosto z
samolotu
Ktoś go na pysk wyrzuca, kopem po
siedzeniu.
Jednak cóż, stało się niestety,
faktem smutnym.
W chlewie wiedzie prym, kto bliżej
koryta.
Przy parciu na żarcie, apetyt okrutny.
Łatwo mieć na pysku odcisk od kopyta.
Pecha miał jeden taki, podobno z
Krakowa
Co to jak mawiają, diabłu spod ogona
wypadł.
Jaki to był diabeł można dywagować…
Licho jakieś, Boruta czy może Rokita?