A ja spotkałem go wielokrotnie.
Czasem na szczycie góry,
Czasem w oknie.
Nawet, podczas awantury.
Albo wyglądał jak pies, który na
deszczu moknie…
Spotykałem go w twarzach,
Widziałem w zamiarach…
Za i przed murami cmentarza.
U Kacpra, Melchiora i Baltazara.
Albo podczas dyskusji, u mego adwersarza.
Widziałem go w barwach.
W
dłoni kojącym dotyku.
W motylach i larwach.
Leżał na plaży, w znalezionym periodyku…
Czasem w zniewolonych
zaciśniętych pięściach.
Widziałem go we śnie,
Na jawie...
Gdy kładłem się spać, albo wstawałem zbyt wcześnie…
Czasem, bo zwątpiłem zupełnie prawie…
Albo, kiedy zrywaliśmy razem
czereśnie…
I kochaliśmy się z Tobą w trawie…
Teraz, kiedy okoliczności świat dopada egzema,
Czasem radosna, czasem smutna ściema,
Tym bardziej widzę, że jest,
Niż, że bardziej go nie ma…
Scriptum I/VII/MMXV
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz