KRÓTKA RYMOWANKA - Nim stanie się tak...



Mniej albo więcej, każdy z nas.
Wierzy w istocie, lub ma za brednie,
Wizje szalone, gdzie przyszły czas,
W kiepską się składa przepowiednie.
Jedna wykładnia i podmiot wspólny.
Bez względu na to, kto jej autorem.
Wielkie zniszczenie, chaos ogólny.
Nie tryska przyszłość raczej humorem.
Już to niejeden wieszcz, przepowiedział.
Można w to wątpić, albo uwierzyć.
Święty Malachiasz, też o tym wiedział.
Stu więc dwunastu, widział papieży.
Zatem od Piotra do Benedykta,
A potem tylko, jeden nastanie.
Twierdzą przekazy i w różnych skryptach,
Takie zawarte jest zwiastowanie.
"Petrus Romanus", przyjąć ma imię.
I ma podobno być czarnej rasy.
Ktoś kto godnością, mądrością słynie,
Wprowadzi Kościół w ostatnie czasy.
A jest kandydat, na potwierdzenie.
Kardynał Turkson, z Afryki, z Ghany.
Czarny jak węgiel. Jest przypuszczenie,
Że właśnie on, będzie wybrany.
Peter ma imię, Turkson się zowie.
Tak więc opoka. Turka potomek.
A w afrykańskiej swojej wymowie,
Dała mu matka Kodwo, przydomek.
Słowo to znaczyć ma, poniedziałek,
Zwany początkiem, lub dniem księżycem.
Pasuje Turkson, więc doskonale,
By muzułmańską znieść nawałnicę.
Ma ona bowiem zniszczyć Rzym,
I cały świat, znany nam zalać.
Od Gibraltaru, aż po Krym,
Stary porządek, nowym ma skalać.
Wszystko konklawe zatem wyjaśni.
Niepewność budzi oczekiwanie.
Wsadzić historię tą, między baśnie?
Czy tak się stanie, jak zapisane?
Nie znamy bowiem dnia, ni godziny
Pierwszy, ostatni.Piotrów jest dwóch.
Nic w tym temacie nie wymyślimy.
Decyzję Święty podejmie Duch!

scriptum - XXVI/II/MMXIII -  Post omnis...

KRÓTKA RYMOWANKA - Numizmatyczna


Awers był postacią nieco zmienną.
Kiedy pytałem, orzeł czy reszka?
Odwracał w moją stronę twarz promienną
I opowiadał o swych licznych grzeszkach.
Słuchaj, mówił.  Nie zawsze orłem byłem…
Nie raz i nie dwa, ktoś w palcach kręcił mną.
I czasem podle, czasem dostatnio żyłem
I upadałem też, zupełnie gdzieś na dno.
Nieraz w kieszeni brudnej przeleżałem czas.
A potem w majtkach, szlachetnej jakiejś pani.
Zanim ktoś rozdarł je i z godnością wraz,
Rzucił na bruk, wśród pocałunków rozedrganych.
Nie raz plecami odwracałem się do strzału,
Gdy z pistoletu kulą, trafiona była reszka.
I opadałem, rewersem w dół pomału,
Zanim ktoś, butem w błoto wcisnął mnie i zbeształ.
Nieraz brzęczałem w sakwie pełnej kpiny,
Ze świata ponurego i biednego.
Z tej nieskończonej, aby przeżyć bieganiny.
Gdy ja bawiłem się jak dziwka, na całego…
Innym znów razem, w palcach obracany,
Zdawałem się jak kiep, na ślepy los.
By potem zmieniać sejfy i stragany,
Rozdawać karty, mieć ostateczny głos.
Raz Dr Jekyll , a raz Mr Hyde
Dostojny orzeł, no i marna reszka.
Prawdziwa prawda, i jej gorszy slajd,
Raz prawy mąż, raz kawał rzezimieszka.
Płynął tak życia nieprzerwany potok,
Nieraz naraził mnie na absurdalny kant.
W końcu wypiąłem się i pokazałem otok
   I teraz każdy może skoczyć mi na rant…

Scriptum - XIV/II/MMXIII