KRÓTKA RYMOWANKA - Pustynia i...Paszcza

Można by się śmiać.
Nie ma jednak z czego.
Taka nasza mać
Jak dach,- Narodowego.
Głupiśmy. Naród. Państwo.
Stańczyka zaduma i gorycz.
Bluźnierstwo. Poddaństwo.
Kaganiec i Smycz.
Psocimy na grobie.
Własną  nieudolność, na wiwat.
Pod siebie, każdy sobie.
Europa.  U stóp świat.
Prezydenci wesołkowie.
Pijani nad Polską.
Mości panowie.
Pod Budą Ruską.
„Wagabundowie”
Gdzie jest wspólna sprawa?
Rzeczpospolita?
O dziatki obawa!
Starzec - łachmyta!
Czy jeszcze stać Polaka
Na maksymę, by w serce się wdarła? 
                    Sieńkiewiczowskiego  rękoma dzieciaka                      
Na gnejsowej skale wyrytą, -
                              „Jeszcze Polska nie  umarła”?                              

KRÓTKA RYMOWANKA - Piosenka niemożliwie niewesoła o możliwym.

Miałem sen zły. Możliwy.
Sen bezradny o niemiłości.
Szary ale jaskrawy, dokuczliwy,
Bez cenzury i bez litości.
Oto miasto,  moja dzielnica.
Błogi spokój, miła stagnacja.
Ciepło, spokojna okolica,
Niedziela.  Tuż po wakacjach.
Dzieci na rolkach, plac zabaw...
Gokarty, cukrowa wata, muzyka...
Weseli ludzie, piwo, kawa...
Powietrze pełne letnich cykad.
I wtem huknęło nagle w przestrzeni,
Groźnym pomrukiem, śmiechem szyderczym.
Jakbyśmy byli niemocą rażeni,
Drzazgą przebici,  co  w sercu sterczy.
Jakbyśmy byli zamurowani,
Tkwieniem bezradnym przed faktem złym.
Okrzyk zdziczały z niemej krtani,
Przez bezsilności przebitej kły...
Czołgi wjechały w park zdrojowy.
Zgniotły  trawniki, deptaki brukowe.
I siedem słoni straciło głowy,
W świetlnej fontannie zupełnie nowej...
Mężczyźni w dżipach jak stado krów
Wściekłych. Z bronią  przez pierś i w  dłoni,
Zaczęli strzelać do ludzi i psów.
Nie było miejsca aby się schronić...
Dzieci padały razem z drzewami,
Porozrzucane siłą wybuchu...
Z odstrzelonymi rąk konarami,
Leżały martwe, krwawe, bez ruchu...
Kiedy huknęło głośno w przestrzeni.
Groźnym pomrukiem, śmiechem szyderczym.
Jakbyśmy byli niemocą rażeni,
Drzazgą przebici, co w sercu sterczy.
Jakbyśmy byli zamurowani,
Tkwieniem bezradnym przed faktem złym.
Okrzyk straszny z niemej krtani,
Przez bezsilności przebitej kły.
W urzędzie miasta pokoje puste.
Uciekli włodarze strachem szarpani,
Schronili swoje dupy tłuste.
Spłoszeni krzykiem i wystrzałami.
Policja w las czmychnęła bezsilna.
Swych dusz nie będą narażali.
Nieistniejąca obrona cywilna.
Państwo fikcyjne, byśmy się bali...
I zrujnowany szpital zdrojowy.
Bez możliwości podstawowych.
Bo zamiast środków opatrunkowych
 Szary jest standard toaletowy.
I wtem huknęło nagle w przestrzeni,
Groźnym pomrukiem, śmiechem szyderczym.
Jakbyśmy byli niemocą rażeni.
Drzazgą przebici,  co  w sercu sterczy.
Jakbyśmy byli zamurowani,
Tkwieniem bezradnym przed faktem złym.
Okrzyk zdziczały z niemej krtani,
Przez bezsilności przebitej kły...

Scriptum III/X/MMXII